piątek, 8 czerwca 2012

9 ♥


Od ostatniego incydentu z Beckiem i Cat minęły już dwa tygodnie. Dziś patrzyłam tępo w eliksir w kociołku, który wściekle bulgotał. Skończyłam jako trzecia i czekałam aż Snape podejdzie do mnie i jako, że jestem Gryfonką odejmie mi 10 punktów, a za to, że jestem jego ulubioną chrześniaczką to zwróci mi te 10 punktów i odejmie komuś innemu. Tak jest prawie codziennie… Bycie Gryfonką jest o wiele trudniejsze niż Ślizgonką.
Nagle zadzwonił dzwonek, więc szybko spakowałam książki, żeby zdążyć na obiad, ale moje plany jak zwykle musiał zepsuć mój ukochany wujaszek machając do mnie ręką abym została. Tak więc uczyniłam. Usiadłam na ławce czkając aż wszyscy wyjdą. Ku mojemu zdziwieniu to samo zrobili Zabini i Malfoy. Super…
- Dobra wiecie co dzisiaj jest? – zapytał znudzonym głosem Snape – Tak więc widzę was o północy na błoniach. Dzisiaj patrol ma Gryffindor i Slytherin, więc nie będzie problemu, żebyście się wymknęli…
- A jak ja mam wyjść? – zapytał Zabini opierając się o ławkę
- Daj mi dokończyć Zabini! – krzyknął zdenerwowany profesor – Właśnie chciałem powiedzieć, że będziesz na patrolu zamiast Parkinson
Zobaczyłam jak na twarzy Dracona pojawia się ulga i jak Zabini uśmiecha się złośliwie. Wywróciłam oczami i zeszłam z ławki.
- Mogę już iść? – zapytałam nietoperza i założyłam moją torbę na ramię
- Tak wszyscy wynocha – powiedział „uprzejmie” Snape i odwrócił się do okna
Szybko wyszłam z klasy i podążyłam schodami do WS na końcówkę obiadu.
***
                Za chwilę miałam partol, a po nim trening śmierciożerców. Związałam włosy w długi warkocz i założyłam spodnie od dresu przypominające zwykłe rurki i trampki. Zrobiłam jeszcze tylko czarne kreski na oczach i wyszłam z dormitorium. Dogoniłam Rona na korytarzu i poszliśmy razem pod WS. Tam już czekała McGonagall z Malfoy’em i Zabinim, którzy się z czegoś śmiali i trącali siebie łokciami.
- Dobra Ron pójdziesz z Blaisem na błonia – zarządziła profesorka – A ty Jade pójdziesz z Draconem wieżę zachodnią
Pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy na patrol. Szłam kawałek przed Malfoy’em lecz on mnie szybko dogonił.  
- Myślisz, że oberwie ci się od Czarnego za to, że jesteś Gryfonką? – zapytał złośliwie się uśmiechając
- Nie zastanawiałam się nad tym – odparłam szczerze i schowałam ręce w kieszenie
- Oby nie – usłyszałam głos chłopaka przy swoim uchu – Szkoda takiej ładnej buźki…
- Idź w pyry Malfoy – rzekłam i skręciłam w najbliższy zakręt
                Po patrolu, który był dla mnie straszną męczarnią, gdyż Draco cały czas się do mnie przystawiał, spotkaliśmy się 10 min przed północą na błoniach koło Zakazanego Lasu spod którego zawsze teleportowaliśmy się do siedziby śmierciożerców. Usiadłam na wielkim kamieniu i spojrzałam na zamek. Spostrzegłam, że w żadnym oknie nie świeci już światło. A no tak jest już północ pewnie wszyscy śpią…
- Dobra – nagle przy nas pojawił się Snape z świecącą różdżką w ręce – Chwyćcie się za ręce
Chwyciłam rękę Blaisa i Draco i po chwili poczułam niemiły skurcz w brzuchu co oznaczało teleportacje. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam wielki dom zbudowany z ciemnej cegły. Ruszyłam za Snapem i chłopakami rozglądając się na boki. Profesor zapukał różdżką do drzwi jakimś dziwnym szyfrem i weszliśmy do środka. Szliśmy długim, ciemnym korytarzem oświetlonym tylko jedną pochodnią. Na ścianach wisiały obrazy przodków gospodarza domu patrząc na mnie spod łba i rzucając wściekłe spojrzenia.
Doszliśmy do wielkich wrót, które samy się przed nami otworzyły. Sala do której weszliśmy była ogromna. W wielkim kole stali wszyscy śmierciożercy z kapturami na głowach. Snape zaprowadził nas do koła i sam podszedł do wielkiego tronu, który mieścił się na podeście gdzie zaczynało się koło. Nagle wszyscy umilkli i na sale wszedł sam Lord Voldemort. Zrobiło mi się zimno i wyszła mi gęsia skórka gdy go zobaczyłam. Lord usiadł na tronie i wszyscy mu się pokłonili razem ze mną.
- Witam was drodzy przyjaciele! – rzekł Voldemort. Sorki, ale większość ludzi na tej Sali go nie lubi i ze wzajemnością, więc po cholerę nazywa nas swoimi przyjaciółmi?! – Zwołałem was ponieważ mam dla was bardzo ważną misję, a młodzi śmierciożercy mają trening, więc teraz przejdą do Sali po prawej i nie będą podsłuchiwać, bo zabije! – po Sali rozniósł się krzyk Czarnego Pana
Szybko się ukłoniliśmy i wycofaliśmy do Sali wskazanej przez Sam-Wiesz-Kogo.
 - Ja pierdole co to miało być? – zapytał Zabini opierając się o drzwi w obawie, że ktoś zaraz tu wejdzie
- To niby po co nas zwołał do tej cholernej Sali skoro kazał nam wyjść? – zapytał Draco i usiadł koło mnie na kanapie
- Zapewne po to, żebyśmy mu się ukłonili – odpowiedziałam i opadłam się o chłopaku, który otoczył mnie ramieniem, ponieważ straszliwie się trzęsłam
Siedzieliśmy tak w ciszy słuchając tylko naszych głębokich i szybkim oddechów, gdy nagle jakiś dość młody brunet w czarnej szacie wszedł do pokoju i zawołał nas do Sali. Powoli wstaliśmy z sofy i ruszyliśmy we wskazane miejsce.
- Jade – powiedział Voldemort, kiedy już byliśmy w Sali – Doszły mnie słuchy, że stary Dumbledore przeniósł cię do Gryffindoru. Mam nadzieję, że to nie wpłynie na twój wybór którą drogą podążasz?
- Oczywiście pani – odpowiedziałam i ukłoniłam się przegryzając dolną wargę. Miałam złe przeczucia
- To się bardzo cieszę – odparł Czarny Pan obracając swoją różdżkę w dłoni – Lecz jednak będziesz musiała ponieść za to karę nawet jeśli nie miałaś na to wpływu. Nie lubię Gryfonów…
Nagle poczułam ogromny ból. Zaklęcie Cruciatus było tak mocne, że po chwili straciłam przytomność.