Od ostatniego incydentu z Beckiem i Cat minęły już dwa
tygodnie. Dziś patrzyłam tępo w eliksir w kociołku, który wściekle bulgotał.
Skończyłam jako trzecia i czekałam aż Snape podejdzie do mnie i jako, że jestem
Gryfonką odejmie mi 10 punktów, a za to, że jestem jego ulubioną chrześniaczką
to zwróci mi te 10 punktów i odejmie komuś innemu. Tak jest prawie codziennie…
Bycie Gryfonką jest o wiele trudniejsze niż Ślizgonką.
Nagle zadzwonił dzwonek, więc szybko spakowałam książki,
żeby zdążyć na obiad, ale moje plany jak zwykle musiał zepsuć mój ukochany
wujaszek machając do mnie ręką abym została. Tak więc uczyniłam. Usiadłam na
ławce czkając aż wszyscy wyjdą. Ku mojemu zdziwieniu to samo zrobili Zabini i
Malfoy. Super…
- Dobra wiecie co dzisiaj jest? – zapytał znudzonym głosem
Snape – Tak więc widzę was o północy na błoniach. Dzisiaj patrol ma Gryffindor
i Slytherin, więc nie będzie problemu, żebyście się wymknęli…
- A jak ja mam wyjść? – zapytał Zabini opierając się o ławkę
- Daj mi dokończyć Zabini! – krzyknął zdenerwowany profesor
– Właśnie chciałem powiedzieć, że będziesz na patrolu zamiast Parkinson
Zobaczyłam jak na twarzy Dracona pojawia się ulga i jak
Zabini uśmiecha się złośliwie. Wywróciłam oczami i zeszłam z ławki.
- Mogę już iść? – zapytałam nietoperza i założyłam moją
torbę na ramię
- Tak wszyscy wynocha – powiedział „uprzejmie” Snape i
odwrócił się do okna
Szybko wyszłam z klasy i podążyłam schodami do WS na
końcówkę obiadu.
***
Za
chwilę miałam partol, a po nim trening śmierciożerców. Związałam włosy w długi
warkocz i założyłam spodnie od dresu przypominające zwykłe rurki i trampki.
Zrobiłam jeszcze tylko czarne kreski na oczach i wyszłam z dormitorium.
Dogoniłam Rona na korytarzu i poszliśmy razem pod WS. Tam już czekała
McGonagall z Malfoy’em i Zabinim, którzy się z czegoś śmiali i trącali siebie
łokciami.
- Dobra Ron pójdziesz z Blaisem na błonia – zarządziła
profesorka – A ty Jade pójdziesz z Draconem wieżę zachodnią
Pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy na patrol. Szłam kawałek
przed Malfoy’em lecz on mnie szybko dogonił.
- Myślisz, że oberwie ci się od Czarnego za to, że jesteś
Gryfonką? – zapytał złośliwie się uśmiechając
- Nie zastanawiałam się nad tym – odparłam szczerze i
schowałam ręce w kieszenie
- Oby nie – usłyszałam głos chłopaka przy swoim uchu –
Szkoda takiej ładnej buźki…
- Idź w pyry Malfoy – rzekłam i skręciłam w najbliższy
zakręt
Po
patrolu, który był dla mnie straszną męczarnią, gdyż Draco cały czas się do
mnie przystawiał, spotkaliśmy się 10 min przed północą na błoniach koło
Zakazanego Lasu spod którego zawsze teleportowaliśmy się do siedziby
śmierciożerców. Usiadłam na wielkim kamieniu i spojrzałam na zamek.
Spostrzegłam, że w żadnym oknie nie świeci już światło. A no tak jest już
północ pewnie wszyscy śpią…
- Dobra – nagle przy nas pojawił się Snape z świecącą
różdżką w ręce – Chwyćcie się za ręce
Chwyciłam rękę Blaisa i Draco i po chwili poczułam niemiły
skurcz w brzuchu co oznaczało teleportacje. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam wielki
dom zbudowany z ciemnej cegły. Ruszyłam za Snapem i chłopakami rozglądając się
na boki. Profesor zapukał różdżką do drzwi jakimś dziwnym szyfrem i weszliśmy
do środka. Szliśmy długim, ciemnym korytarzem oświetlonym tylko jedną
pochodnią. Na ścianach wisiały obrazy przodków gospodarza domu patrząc na mnie
spod łba i rzucając wściekłe spojrzenia.
Doszliśmy do wielkich wrót, które samy się przed nami
otworzyły. Sala do której weszliśmy była ogromna. W wielkim kole stali wszyscy
śmierciożercy z kapturami na głowach. Snape zaprowadził nas do koła i sam
podszedł do wielkiego tronu, który mieścił się na podeście gdzie zaczynało się
koło. Nagle wszyscy umilkli i na sale wszedł sam Lord Voldemort. Zrobiło mi się
zimno i wyszła mi gęsia skórka gdy go zobaczyłam. Lord usiadł na tronie i
wszyscy mu się pokłonili razem ze mną.
- Witam was drodzy przyjaciele! – rzekł Voldemort. Sorki,
ale większość ludzi na tej Sali go nie lubi i ze wzajemnością, więc po cholerę
nazywa nas swoimi przyjaciółmi?! – Zwołałem was ponieważ mam dla was bardzo
ważną misję, a młodzi śmierciożercy mają trening, więc teraz przejdą do Sali po
prawej i nie będą podsłuchiwać, bo zabije! – po Sali rozniósł się krzyk
Czarnego Pana
Szybko się ukłoniliśmy i wycofaliśmy do Sali wskazanej przez
Sam-Wiesz-Kogo.
- Ja pierdole co to
miało być? – zapytał Zabini opierając się o drzwi w obawie, że ktoś zaraz tu
wejdzie
- To niby po co nas zwołał do tej cholernej Sali skoro kazał
nam wyjść? – zapytał Draco i usiadł koło mnie na kanapie
- Zapewne po to, żebyśmy mu się ukłonili – odpowiedziałam i
opadłam się o chłopaku, który otoczył mnie ramieniem, ponieważ straszliwie się
trzęsłam
Siedzieliśmy tak w ciszy słuchając tylko naszych głębokich i
szybkim oddechów, gdy nagle jakiś dość młody brunet w czarnej szacie wszedł do pokoju
i zawołał nas do Sali. Powoli wstaliśmy z sofy i ruszyliśmy we wskazane
miejsce.
- Jade – powiedział Voldemort, kiedy już byliśmy w Sali –
Doszły mnie słuchy, że stary Dumbledore przeniósł cię do Gryffindoru. Mam
nadzieję, że to nie wpłynie na twój wybór którą drogą podążasz?
- Oczywiście pani – odpowiedziałam i ukłoniłam się
przegryzając dolną wargę. Miałam złe przeczucia
- To się bardzo cieszę – odparł Czarny Pan obracając swoją
różdżkę w dłoni – Lecz jednak będziesz musiała ponieść za to karę nawet jeśli
nie miałaś na to wpływu. Nie lubię Gryfonów…
Nagle poczułam ogromny ból. Zaklęcie Cruciatus było tak
mocne, że po chwili straciłam przytomność.
świetny blog ;D obserwuje i liczę na to samo ;D
OdpowiedzUsuń